Trochę z życia Melis.
Nasza córeczka skończyła właśnie 7 miesięcy, od ponad 1,5 miesiąca dostaje normalne jedzonko. Najpierw wprowadzliśmy jabłko. Pierwszego dnia je ugotowałam: obrałam ze skórki,starłam na tarce o średnich oczkach i dusiłam około 15 minut na małym ogniu.
Drugiego tylko starłam, na tarce o najmniejszych oczkach i podałam je małej. Trzeciego podałam gotowy mus jabłkowy ze słoiczka.
Chcialam żeby spróbowała tego samego owoca w różnej postaci. Tak samo zrobiłam z następnym owocem, gruszką. Potem był banan, ale tego juz nie gotowałam:), sparzyłam tylko wrzątkiem. Powoli zaczęły pojawiać się warzywa. Pierwszy był ziemiak. FUJ! Strasznie smakuje ugotowany bez soli i zmiażczony na papkę. Ale Melis się nim zajadała. Potem do ziemniaka dodałam marchew...i tak powoli, powoli wprowadzamy nowe składniki do diety naszego maleństwa.
Każdą nowość, w różnej kombinacji, podaję przez około 4 kolejne dni, żeby sprawdzić czy mała nie jest na nią uczulona. Staramy się kupować produkty organiczne, owoce i warzywa. Warzywa przygotowuję na parze, nie obrane ze skórki, używąjąć do tego bambusowego parowca:). Tylko warzywa na zupę gotuję w wodzie, pokrojone w kosteczkę.
Wiem, że są różne zdania na temat wprowadzania pokarmów do diety niemowląt. Przez pierwsze miesiące ciągle zaglądałam do różnych książek, a “Pierwszy rok z życia dziecka” była dla mnie jak Biblia. W pewnym momencie przestałam po nią sięgać i skupiłam się na własnym instynkcie w wychowywaniu córki.
Nasza pani doktor zaproponowała rozszerzanie diety od owoców. Większość lekarzy, czy autorzy ksiażek o wychowaniu i pielęgnacji niemowląt, poleca najpierw kleiki ryżowe i kaszki, potem warzywa a na końcu owoce. Dlaczego? Bo owoce mają cukier, są słodkie, a więc dziecko może przyzwyczaić się do słodkiego i nie mieć ochoty potem na warzywa. Ja też tak uważałam, spytałam więc naszej pani Gülay czy nie lepiej zacząć od kaszki czy warzyw. Uznała, ze nie ma to znaczenia, jeżeli dziecko będzie mialo apetyt bedzie jadło wszystko co dostanie. Zaczęłam zatem od owoców, bo ufam naszej doktor, jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Teoria naszej doktor sprawdziła się z Melis.Wcina wszystko co jej podam i to z wielkim apetytem.
W tygodniu gotuje jej obiadki sama, w weekendy podróżujemy po znajomych i różnych miejscach, więc zabieramy ze sobą gotowe, słoiczkowe obiadki i owoce.
Nadal karmie piersią około 5-6 razy na dobę, normalne jedzonko Melis dostaje 4-5 razy dziennie. Mała budzi się rano koło 7:30 podaje jej wówczas pierś, zdarzy się że jeszcze zaśnie na godzine, a ja oczywiście razem z nią:) o 9:00 jemy śniadanie, serwuje jej kaszkę na wodzie, czasami z dodatkiem świeżego owocu, albo gotowy słoiczek śniadaniowy. Czasami przed drzemką południową podaje ponownie pierś. O 12-13 jemy drugie śniadanko, owoce. Potem jest spacer. Wychodzimy na powietrze na 1,5-2 godzin. Wracamy na obiad, raz na zupkę raz na danie główne. Ponowne karmienie piersią czasami zaraz po wejściu do domu ze spaceru, albo po obiadzie. Podczas posiłku popołudniowego, od czasu do czasu, podaje Melis wodę, z kubeczka. Nie nauczyła się pić z butelki. Nie lubi! Koło godziny 19:00 jemy kolację, znowu kaszkę, ale tę z rodzajów na noc.
W Turcji najpopularniejszą marką wśród pokarmów gotowych dla dzieci jest Milupa, która w 100% jest organiczna. Jest też Bebelac, oraz Hero Baby. Ostatnio pojawiły się również kaszki Nestle. My najczęśniej używamy Milupy, bo jej produkty są bez ekstra cukrów.
c.d.n
No comments:
Post a Comment